Jeszcze kilka lat temu pomysł tworzenia cyfrowej kolekcji wywoływał uśmiech na twarzy i zarezerwowany był dla eksperymentatorów. Dziś zatacza coraz szersze kręgi i wiele wskazuje na to, że prędzej czy później przebije się do głównego nurtu.
Granica między życiem realnym a wirtualnym coraz bardziej zaciera się na wielu polach. Ostatnio sporo nie tylko mówi się, ale również robi w tej sprawie w sektorze modowym. Wodą na młyn branży fashion-tech okazała się pandemia, która na wiele miesięcy zamknęła nas w domach, co doprowadziło do rozkwitu e-handlu oraz zaowocowało pomysłami na wirtualne kreacje, idealne na wideospotkania pracowe i biznesowe. Zanim przebiją się jednak do głównego nurtu, upłynie sporo wody w Wiśle. Warto natomiast podkreślić, że cyfrowa moda to koncepcja przed-pandemiczna, która może zrobić wiele dobrego dla środowiska.
Zaczęło się od gier
Na długo przed pandemią eksperymentowano z cyfrowymi ubraniami, a potencjał biznesowy dostrzegano głównie w gamingu. Roczne przychody spółki growej Glu Mobile Covet Fashion idą w miliony dolarów. Firma wypuściła na rynek popularną grę “Kim Kardashian: Hollywood”, która pozwala graczom ubierać celebrytkę w projekty luksusowych domów mody, jak Balmain czy Roberto Cavalli.
Domów mody eksperymentujących z wirtualną rzeczywistością jest więcej. Louis Vuitton wraz z League of Legends czy Moschino z The Sims stworzyli serię zarówno fizycznych, jak i wirtualnych produktów. Co ciekawe, Louis Vuitton technologię wkomponowuje w kolekcje. W zeszłym roku podczas Cruise 2020 zaprezentowano prototyp torebki z wbudowanym ekranem. Pomysł zdziwił nie tylko znawców mody, ale też miłośników elektroniki. Gustowna galanteria ma przejąć część funkcji od smartfonów – np. oglądanie filmów w podróży.
Na dysku zamiast w szafie
Inny pomysł na digitalizację odzieży ma skandynawska marka Carlings – tworzy wyłącznie cyfrowe kolekcje dla miłośników mody, nie gier. Pierwszą kolekcję wypuściła w listopadzie 2018 roku, a klienci wykupili ją w tydzień od premiery.
Jeszcze 3 lata temu takie podejście do mody mogło wydawać się istnym szaleństwem, ale dziś fashion-tech nabiera nowego znaczenia. Pandemiczny rok udowodnił nam wszystkim, że dzięki technologii można organizować tygodnie mody o wiele niższym kosztem niż przedtem – dziś śmiało może obejrzeć pokazy jako stream w mediach społecznościowych.
Ponadto pojawiła się nowa przestrzeń do “noszenia” wirtualnych garderoby. Mowa o tych wszystkich spotkaniach online, dzięki którym udało się nam przetrwać pandemię. Projektanci już pracują nad cyfrowymi ubraniami, które można byłoby zarzucić na siebie w trakcie tego typu spotkań. Rozwiązanie działa na zasadach podobnych do tych, co np. filtr makijażu w mediach społecznościowych, tło w Zoomie lub Google Meets itp. Na razie digitalowe ubrania są dalekie od ideału, a prace nad ich udoskonaleniem z pewnością jeszcze trochę potrwają. Eksperci uważają, że wirtualna moda nigdy nie zastąpi realnej. Podkreślają też, że ta innowacja ma ogromny potencjał w kwestii ekologii i ratowania planety. Ponadto wierzą, że dzięki cyfrowej modzie uda się ograniczyć konsumpcję.
Sposób na trafione zakupy
Wirtualna moda może rozwiązać problemu fast fashion (budowania wysoce dochodowego biznesu, polegającego na kopiowaniu trendów z wybiegów na masową skalę i niskich kosztach produkcji) oraz wspierać zrównoważony rozwój branży.
Jak miałoby to wyglądać w praktyce? Powstają wirtualne przymierzalnie, gdzie nasz awatar zakłada wirtualny odpowiednik rzeczy, którą chcemy kupić. Cyfrowa odzież może sprawdzić się również jako tester kolekcji przed jej wytworzeniem. Dzięki temu można ograniczyć produkcję oraz liczbę zamówień i niepotrzebnych zwrotów. To sposób na zmniejszenie śladu węglowego.