Sieć dla dzieci staje się nowoczesnym podwórkiem. W internecie znajdują rozrywkę, edukację, ale także wiele niebezpieczeństw. Dlatego tak istotna jest rola rodziców, którzy mogą ochronić swoje pociechy przez cyberzagrożeniami.
Rodzice nie wiedzą, co nastolatkowie robią w sieci. Z kim się kontaktują, ile czasu spędzają na surfowaniu po internecie, ani w jakich godzinach są online. Takie niepokojące wnioski płyną z raportu NASK. Jest to państwowy instytut badawczy nadzorowany przez Ministerstwo Cyfryzacji.
Rodzice zakładają, że ich pociechy spędzają w sieci średnio 2,5 godziny na dobę. Nastolatkowie przyznają, że w rzeczywistości ten czas przekracza 4 godziny. Co więcej, aż 15 proc. z nich spędza w sieci co najmniej 8 godzin.
Jednocześnie granica wieku, w którym dzieci rozpoczynają korzystanie z internetu, systematycznie się obniża. Ma to związek z rosnącą dostępnością smartfonów.
To właśnie za ich pośrednictwem – a nie poprzez komputer, jak jeszcze kilka lat temu – najczęściej łączą się z internetem nasze pociechy. W tym, że mają dostęp do globalnej sieci nie ma nic złego. Pytanie tylko, jak tę możliwość wykorzystują.
Internet jak niegdyś podwórko
– Można dzisiaj powiedzieć, że internet jest nowym podwórkiem dla dzieci. Tak jak w przypadku wychowania tylko przez podwórko, tak i wychowanie tylko przez internet będzie miało w mojej ocenie negatywne konsekwencje – komentuje Maciej Gozdowski, dyrektor zarządzający player.pl.
– Nie oznacza to jednak, że sam internet jest zły. Tak, jak w czasach mojego dzieciństwa samo podwórko nie było złe – dodaje Maciej Gozdowski.
Podkreśla, że oba środowiska są przydatne i potrzebne, ale nikt za rodziców dzieci nie wychowa. Z internetu – i szerzej z cyfryzacji – trzeba korzystać świadomie. Czyli jak?
– Nie można pozostawiać dzieci bez opieki. Znowu porównując to do podwórka: kiedy rodzice zostawiali mnie bez właściwiej opieki, to wracałem albo z podbitym okiem, albo z podartą kurtką. Lub nie wracałem na umówioną godzinę. Tak samo z internetem: bez wyznaczania granic, celu oraz nadzoru nasze dzieci mogą się pogubić i „poturbować” . Są w końcu tylko dziećmi – podsumowuje Maciej Gozdowski.
Rodzice mają w czym wybierać
Sieć umożliwia dziecku nie tylko rozrywkę, ale także komunikację z rówieśnikami oraz dostęp do informacji, potrzebnych do pogłębiania wiedzy i odrabiania zadań domowych. Korzystając z internetu dzieci nabierają też biegłości technologicznej i oswajają się z różnego rodzaju nowinkami.
Na drugim biegunie mamy jednak szereg niebezpieczeństw: filmy z pornografią, agresją, ryzyko spotkania „po drugiej stronie” osoby, która może dziecku zrobić krzywdę, cyberprzemoc. To tylko niektóre z przykładów.
Rodzice – przynajmniej w teorii – są tych niebezpieczeństw świadomi. Ponad połowa z nich twierdzi, że ustala reguły korzystania z internetu. Tymczasem większość nastolatków twierdzi, że w ich domach takich zasad nie ma. To pokazuje, że postrzeganie tego zjawiska przez dzieci i dorosłych jest zupełnie inne.
Na szczęście istnieje sporo narzędzi, które mogą rodzicom pomoc. Szerokie koalicje wydawców, firm informatycznych i dostawców internetu, a także odpowiednie regulacje prawne pomagają w tym, aby do naszych pociech trafiały właściwe treści, a czas spędzany przed ekranami był w lepszy sposób nadzorowany przez rodziców.
– Jak wielu rodziców też stoję przed tym wyzwaniem. Mój syn zanurza się w tablecie bez końca i celu. Używam jednak narzędzi, które kontrolują treści i czas, który spędza w internecie – wskazuje Maciej Gozdowski z player.pl.
– 30 minut dziennie może wykorzystać na dowolna rozrywkę cyfrową. Co więcej, z takich narzędzi jak słownik, Wikipedia czy eBooki może korzystać dowoli – dodaje Maciej Gozdowski.
Jak znaleźć złoty środek
Z raportu NASK wynika, że co piąty rodzic deklaruje stosowanie specjalnych blokad, chroniących dzieci przed nieodpowiednimi treściami. Tu jednak znów mamy rozdźwięk: odpowiedzi młodzieży tych danych wcale nie potwierdzają.
Niektórzy rodzice, chcąc uchronić swoje dziecko przed zgubnym wpływem internetu, decydują się na najbardziej kategoryczne rozwiązanie. I zabraniają korzystania z komputera i telefonu z dostępem do internetu.
Wbrew pozorom to kiepskie rozwiązanie. Dlaczego? Po pierwsze w ten sposób pokazujemy dziecku, że nie mamy do niego zaufania. Po drugie, może poczuć się wykluczone z grupy rówieśników. Co więcej, nie łudźmy się, że uda nam się wychować dziecko „pod kloszem”. Prędzej czy później zetknie się z problematycznymi treściami.
Łatwiej te treści zrozumie i właściwie oceni, jeśli będziemy z nim rozmawiać i stopniowo uczyć go korzystania z oceanu możliwość, jakie daje dziś internet. Wtedy jest też szansa, że dziecko nie będzie się bało przyjść do rodzica i powiedzieć, że dzieje się coś niepokojącego czy złego.
Kontrola, ale jaka?
Zastosowanie odpowiedniej formy kontroli (adekwatnej do potrzeb, zaawansowane programy szpiegujące nie są tu najlepszym pomysłem) umożliwia nam monitorowanie naszego dziecka, na czym korzystają obie strony. Ono jest bezpieczniejsze, a my mamy świadomość, że sytuacja nie wymyka nam się spod kontroli.
Najważniejsze jest oczywiście bezpieczeństwo, ale warto też odnotować kwestię finansów. Jeśli dziecko ma wolną rękę, może znacząco uszczuplić nasz portfel, kupując dodatki w grach komputerowych czy instalując kosztowne aplikacje.
Kolejna kwestia, przemawiająca za rozsądną kontrolą aktywności dziecka w sieci, to kształtowanie jego nawyków, związanych ze spędzaniem wolnego czasu. W rozrywce nie ma nic złego. Ale jeśli dziecko spędza w ciągu dnia kilkadziesiąt minut (lub więcej) oglądając popularnych YouTuberów, to warto postawić pytanie, czy jest to dobrze wykorzystany czas.
Internet jest wspaniałym narzędziem, oferującym oszałamiającą liczbę możliwości. Im lepiej wprowadzimy dziecko w ten świat, tym większe prawdopodobieństwo, że nauczy się czerpać z niego dobre rzeczy.