– Musimy uczyć się przez całe życie, bo świat idzie do przodu. Ja obrałam kierunek kariera zawodowa – mówi Maria Pietroń, emerytka oraz radna gminy Trzciana. Poważna choroba nie powstrzymała jej przed realizacją tego celu. Każdy dzień poświęca na naukę i udowadnia, że cyfrowy świat jest dla każdego.
Paulina Szkoła, fundacja Digital Poland: Czas emerytury kojarzy się wszystkim z odpoczynkiem i siedzeniem w domu. Skąd w Pani tyle energii?
Maria Pietroń: Jestem na rolniczej emeryturze. To zaledwie 1700 złotych. Dlatego mówię, że emerytura to bzdura. To nie czas na siedzenie w domu. Jestem prezesem społecznym w stowarzyszeniu ‘Nasza Leszczyna’. Prowadzimy przedszkole w ramach pracy społecznej. Chcemy, żeby dzieci się rozwijały, miały wykwalifikowaną opiekę. Emerytura nie jest nudna, wystarczy tylko chcieć. Życie zmusiło mnie do działania. Prowadząc gospodarstwo rolne razem z mężem doprowadziłam się do stanu, w którym mój organizm się zbuntował. Poważnie zachorowałam. Ciężka praca, stres i praca, którą musiałam włożyć w utrzymanie gospodarstwa zrobiły swoje. W 2010 r. miałam operację na nadczynność przytarczyc. Wykonywałam wszystko, o co prosili mnie lekarze. Po roku od rozpoczęcia leczenia okazało się, że moje serce jest zatkane w ponad 90 proc. Jestem po czterech koronografach. Mam też dwa standy w sercu. Dodatkowo cztery lata po operacji okazało się, że druga para przytarczyc jest powiększona. Wtedy usłyszałam wyrok, że to koniec, a tej operacji nie można powtórzyć. Pani profesor w swojej całej historii medycznej nie spotkała drugiego takiego przypadku.
Jednak wyrok nie powstrzymał Pani w realizacji swoich pasji.
Nie, ja właśnie wtedy zaczęłam działać ze zdwojoną siłą. Postanowiłam, że nie będę czekać na śmierć. Stwierdziłam, że te ostatnie lata życia, które mi zostały, bo nie wiedziałam, ile ich jest poświęcę na to, żeby się rozwijać i pomagać innym. Zostałam radną, otworzyłam swoją firmę ‘Żyj zdrowo i sięgnij po najlepsze’. Zajmuję się marketingiem. Bardzo potrzebowałam znajomości komputera. W latach 2015-2017 uczestniczyłam w wielu podstawowych kursach dla osób starszych. Trzeba przyznać, że dużo trudniej przyswaja się nam wiedzę. Szczególnie, kiedy na co dzień pracuje się fizycznie. Mózg ma inne zadania niż uczenie się pracy na komputerze.
Kiedy pierwszy raz pomyślała Pani o tym, że warto rozpocząć naukę nowych rzeczy?
Mam konto na Facebooku. Przeglądając aplikację zobaczyłam ogłoszenie z Urzędu Pracy w Krakowie zachęcające do udziału w kursie podstawowej obsługi komputera. Dodatkowo z możliwością uzyskania bonu. Nieudolnie zaczęłam szukać, klikać i jakimś cudem, bo wtedy jeszcze nie byłam w tym biegła, udało mi się na niego zarejestrować. Z sukcesem ukończyłam szkolenie. Bardzo mi to pomogło, zarówno roli radnej, jak i w pracy w przedszkolu. Nauczyłam się chociażby obsługi mediów społecznościowych. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak bardzo są teraz ważne. Podczas lockdownu nie było możliwości spotykania się. A dzięki nim mogłam pozostać w kontakcie z bliskimi. Więc trzeba wykorzystywać, to co mamy oraz możliwości pojawiające się na naszej drodze.
Internet był dla Pani czymś nowym, jak wyglądały początki nauki?
Podeszłam do tego zadaniowo: Super, nauczę się czegoś nowego i na pewno mi to pomoże. I wciąż chce się uczyć. Internet jest niezgłębionym oceanem i daje naprawdę duże możliwości. W kontaktach ze znajomymi, w pracy. Oczywiście nie jest tym samym co spotkanie twarzą w twarz. Ale przynajmniej można porozmawiać, czy to na messangerze, czy na Zoomie. Popatrzeć sobie w oczy. Dużo rozmawiam z dziećmi. Studiują na Wojskowej Akademii Lotniczej, więc rzadko się widujemy. A tak możemy się zobaczyć mimo dzielących nas kilometrów.
Czy bała się Pani cyfrowego świata?
Nie. Jedyne co czułam to fascynacja. Sama bym tego nie potrafiła. Jednak potrzebowałam kogoś, kto mnie poprowadzi. Kursy odbywały się w czasie pandemii. Zaledwie w dwuosobowej grupie. Ale z korzyścią dla mnie. Musze się pochwalić, że zrobiłam nie tylko kurs z obsługi komputera. Zapisałam się również na podstawy języka angielskiego, którego nie znam. W czasach mojej młodości w szkołach uczono zazwyczaj rosyjskiego lub niemieckiego. A jak wszyscy wiemy, wiele z funkcjonalności komputera wymaga właśnie angielskiego. Dlatego potrzebowałam chociażby podstaw. Zresztą w ten świat edukacji łatwo się wkręcić. Po jakiś czasie otrzymałam kolejny bon na kolejne szkolenie. Obejmowało ono obsługę marketingu, social mediów oraz sprzedaż w interciecie.
Jest pani kobietą czynu, która oprócz roli radnej gminy prowadzi własną firmę oraz zajmuje się marketingiem. Gdzie najbardziej przydają się Pani nowe umiejętności?
We wszystkim! Jako radna musze trzymać rękę na pulsie. Wiele materiałów potrzebnych do pracy otrzymuje na skrzynkę mailową. W trakcie pandemii sesje gminne oraz posiedzenia komisji odbywały się zdalnie. Nie miałam wyjścia – musiałam to wiedzieć. Internet umożliwia utrzymanie realacji z lokalną społecznością. Mieszkańcy piszą do mnie maile lub wiadomości przez messengera. Dzielą się swoimi problemami i proszą o interwencję. Jako radna jestem wybrana z danego okręgu, ale muszę pracować na rzecz rozwoju całej gminy. Czasami otwieram skrzynkę i widzę wiadomość: na mojej ulicy brakuje prądu, Pani Mario, proszę pomóc! Starsi ludzie głównie dzwonią. Wśród nich brak cyfrowych umiejętności jest szczególnie widoczny. Jeśli już coś potrafią, to dzięki dzieciom lub wnukom.
Czy w środowisku znajomych są osoby, które inspirują się Pani działaniem?
Mała grupa osób tak. Jednak ludzie się boją. Boją się też pokazywać publicznie. Boją się hejtu i ośmieszenia, dlatego nie zakładają nawet profilu na Facebooku. Niektóre osoby w moim wieku korzystają z Facebooka wnuczków i podglądają innych.
Czego Pani zdaniem obawiają się najbardziej?
Boją się niewiedzy. Boją się zdemaskowania braku umiejętności i tego, że nie umieją. Teraz jest to tak popularne i oczywiste, że każdy powinien umieć. To przydaje się wszędzie. W urzędach, w gminach i sklepach. Instytucje wymagają tego, żeby sprawnie poruszać się w świecie online. A to dla osób w moim wieku jest naprawdę trudne! Nas przecież nikt wcześniej tego nie uczył. Teraz dzieci rodzą się już z komórkami, nasze dzieciństwo było zupełnie inne.
W jaki sposób zachęca ich Pani do przekłucia tych obaw w działanie?
Często słyszę: a bo Ty to umiesz, potrafisz. Wtedy odpowiadam: ale ja się wciąż uczę! Przecież nikt mi tego nie nałożył łopatą do głowy. Wciąż metodą prób i błędów zdobywam nowe umiejętności. Czasami mąż przychodzi do mnie z pretensjami w nocy i pyta: a cóż Ty tam robisz, idź spać! A ja w tym momencie najczęściej od kilku godzin próbuję zrobić coś, co mi nie wychodzi. I czytam, zagłębiam się w dany temat, dopóki się nie dowiem. A jak nie udaje się samodzielnie, to dzwonię do dzieci.
Można powiedzieć, że uczenie się przez całe życie jest dla Pani bardzo ważne.
Musimy się uczyć przez całe życie, bo świat idzie do przodu. Trzeba zdobywać nowe kompetencje, żeby sprawnie poruszać się w nowoczesnym społeczeństwie. Podoba mi się hasło Digital Festival: Nie bądź w tyle, bądź cyfrowy. Ja nie chcę pozostać w tyle, znam tylko jeden kierunek: do przodu!
Co by Pani powiedziała wszystkim, którzy chcą zacząć działać w internecie?
Odwagi, nie bójcie się i bądźcie wytrwali! Powtarzajcie te same czynności, a w końcu dojdziecie do celu. W życiu można się nauczyć wszystkiego, tylko trzeba naprawdę chcieć. Wcześniej nie znałam sformułowania cyfryzacja. A ukończyłam technikum łączności w Krakowie na kierunku teletransmisja. W tamtych czasach, a były to lata 70, uczyliśmy się o telefonii, nie cyfryzacji. Ona pojawiła się dopiero później. Dawno temu znalazłam się w Ministerstwie Rolnictwa. Przyjechałam na wykład z ministrem. Na końcu dyktował swój adres e-mail i użył słowa małpa. Myślę, jaka małpa? O czym on mówi, co za małpy mają w tym ministerstwie. On nawet nie pomyślał, że ktoś może tego nie wiedzieć. Musiało upłynąć trochę czasu zanim dowiedziałam się, czym jest ta małpa.