Media społecznościowe, a przede wszystkim YouTube dają mi poczucie, że mogę realizować to, co lubię. Czuję, że widzom też się to podoba – mówi w wywiadzie dla Business Insider Polska Maciej Orłoś, który po odejściu z telewizji postanowił przenieść swoją działalność do internetu. I dodaje, że odkrywał go w zasadzie na nowo, mimo że był w nim od dawna.
Nell Przybylska, Business Insider Polska: Przez niemal 25 lat pracowałeś w Telewizji Publicznej, byłeś gwiazdą programu Teleexpress. Chyba nikt nie wyobrażał sobie go bez Ciebie. Czy istnieje życie poza telewizją?
Maciej Orłoś, dziennikarz: Jak się okazuje, istnieje. Chociaż na początku wydawało mi się, że jest to niemożliwe. Faktycznie myślałem, że nie ma życia poza telewizją. Nawet nie poza telewizją publiczną, ale po prostu poza telewizją. Spędziłem dwadzieścia pięć lat w Teleexpresie. Kiedy odszedłem z TVP, trafiłem do stacji WP należącej do Wirtualnej Polski. Dużo mniejszej, zupełnie innej, ale wciąż byłem w telewizji. Przynajmniej tak o tym myślałem. Trwało to niemal dwa lata. Żyłem w przekonaniu, że będzie to kontynuacja mojej telewizyjnej kariery. Nagle okazało się, że misja WP się skończyła. Odszedłem. Doświadczyłem wtedy straszliwego uczucia pod tytułem ‘nie ma życia poza telewizją’. Zastanawiałem się, co teraz będzie. Czułem dużą presję i wpadłem w dół. Nie mogłem się pogodzić z tym, że nie ma mnie już w telewizji. Próbowałem znaleźć miejsce w innych stacjach. Trochę to trwało, ale nic z tego nie wyszło. Zacząłem się powoli odgrzebywać z tej wewnętrznej zapaści, myśleć o innym kierunku. Okazały się nim nowe media. Najpierw prowadziłem cykliczny program na żywo na Facebooku. Później założyłem kanał na Youtubie i to wcale nie było takie łatwe, jak myślałem.
Co najbardziej zaskoczyło Cię w internecie?
Social media i kanały takie jak Facebook oraz LinkedIn znałem wcześniej. Nie kryły wielu zaskoczeń. Może, poza tym, że Facebook oferuje opcję transmisji na żywo, które dla mnie były nowością. Umożliwiały one kontakt z widzami na żywo poprzez komentarze. Była to dla mnie forma obcowania z widownią.
Ja pamiętam czasy, kiedy do Teleexpresu przychodziły listy. Niektóre czytałeś na porannych kolegiach
Tak, to były czasy analogowe. Pamiętam, że przychodziło ich bardzo dużo, czasami były ich tysiące. W organizacji korespondencji pomagała nam Pani Wiesia, która była odpowiedzialna za wyłapywanie najciekawszych listów.. Część z nich odczytywałem podczas programu. Pani Wiesia odeszła z redakcji wraz z pojawieniem się wiadomości e-mail.
Ty natomiast odszedłeś z telewizji i przeniosłeś się do internetu.
I odkrywałem go w zasadzie na nowo, mimo że byłem w nim od dawna. Zastanawiałem się, jakie kanały wykorzystać. Twittera używałem, ale sporadycznie. Próbowałem rozruszać Instagrama, który mówiąc szczerze, leżał i kwiczał. Dlatego przeszedłem szkolenie w tym zakresie. Natomiast zupełnie nie wyobrażałem sobie, co mnie czeka na YouTube. To jest inna bajka. Nie wystarczy raz na jakiś czas dodać wpis. Youtube wymaga konsekwencji, systematyczności i jest dużym zobowiązaniem. Jest także zobowiązaniem finansowym – na początku trzeba do niego dokładać i się go po prostu uczyć.
Czy okres tej nauki był wymagający?
Oczywiście przeżywałem różnego rodzaju rozterki. Czy to ma sens? Po co ja na Youtubie? A dlaczego takie małe zasięgi? A ile to będzie trwało? Dlaczego to tak dużo kosztuje, a tak mało dostaje się w zamian? Może zrezygnować i zamknąć kanał? W końcu i tak jestem znany z telewizji i jakoś sobie poradzę. Przecież ten Youtubowy tort już dawno jest zagospodarowany przez wielkich graczy. Więc gdzie ja? Człowiek z innej bajki. Człowiek telewizji. Człowiek z innego pokolenia. Były to bolesne momenty. Oczywiście nie oczekiwałem, że moja popularność z telewizji przełoży się na YouTube. Że nagle widzowie zaczną oglądać mój kanał tylko dlatego, że jestem Maciejem Orłosiem z Teleexpresu. To jest kompletnie inny świat.
Stało się inaczej. Twój kanał ma już trzy lata i niemal sto osiemdziesiąt tysięcy subskrypcji. Prowadzisz dwa programy: „WTS rozmowy” oraz „W telegraficznym skrócie”. Co możemy na nich znaleźć?
Początkowo prowadziłem wywiady z ludźmi z internetu i YouTube. Uprawialiśmy tak zwane crossowanie. Zapraszałem też znane osoby ze świata show biznesu. Natomiast podczas pandemii zainspirowałem się komentarzami odbiorców, którzy pytali, dlaczego nie prowadzę Teleexpresu na YouTubie. Tak powstał program ‘W telegraficznym skrócie’, który jest głównym motorem mojego kanału. To krótkie, dynamiczne komentarze na temat tego, co dzieje się w Polsce. Głównie w polityce. Mówię o tym, co myślę o działaniach polityków, a przede wszystkim rządzących. Później powstał WTS Biss, który zawiera lżejsze informacje, mniej polityki, a więcej śmiesznych treści. Prowadzi go mój syn, Antoni Orłoś. Wisienką na torcie jest program WTS rozmowy. Spotykam się ze znanymi osobami, omawiając wspólnie ważne i interesujące tematy.
A kto kogo uczy. Syn Ciebie, a może Ty jego?
Jest zupełnie inaczej. Razem się uczymy. To, że Antek jest z innego pokolenia, nie oznacza, że sprawniej porusza się w tym świecie. Nie każdy, kto od dawna korzysta z mediów społecznościowych, wie, jak stworzyć udany, sensowny kanał na YouTube. Dlatego razem się tego uczymy.
Zatem w telegraficznym skrócie –jak stworzyć udany kanał na YouTube?
Trzeba mieć pomysł, który kliknie. Pomysł oryginalny w treści oraz w formie. Coś autentycznego, tworzonego z pasją przez ludzi, którzy mają wiele do przekazania. To mogą być niszowe rzeczy. Jeśli ktoś jest mistrzem szydełkowania lub żeglarstwa, interesująco o tym opowiada, a do tego jest autentyczny, to zaskoczy. Może początkowo nie będzie miał wielkich zasięgów, ale zbuduje zaangażowaną społeczność. A to bardzo ważne.
Podsumowując: wystarczy pasja, komputer, kamera oraz internet? Żeby stworzyć program telewizyjny potrzebni są wydawcy, producenci, redaktorzy, operatorzy kamer i wiele innych osób. Jak wygląda YouTube od kuchni?
Wygląda inaczej. Oczywiście na YouTubie są osoby, które poszły w stronę telewizji. Tworzą bardziej rozbudowane produkcje w studio z kilkoma kamerami. Jednak są to wyjątki potwierdzające regułę. Zazwyczaj nie ma mowy o tego typu realizacjach. Odcinek można nagrać samodzielnie telefonem. Później go zmontować, dodać oprawę graficzną i po prostu wrzucić. ‘W telegraficznym skrócie’ kręciłem w domu, na tle książek swoim własnym smartphonem. Dopiero później zaangażowałem montażystę, który pomógł mi obrobić program. Chociaż wciąż jest to mała skala. Siedzę przy biurku, korzystam ze światła za oknem i nawet nie potrzebuję do tego studia.
Natomiast sam program wymaga przygotowania?
Oczywiście. Ten proces trwa, bywa bolesny i zajmuje nawet dwa dni. Mój program musi być dynamiczny. Nie ma mowy o dukaniu i zastanawianiu się, co powiedzieć. Nie potrafię usiąść przed kamerą i szyć z głowy.. Najlepsza improwizacja, to taka, która jest świetnie przygotowana.
Czy wchodząc do internetu musiałeś wymyśleć siebie na nowo?
Na początku byłem bardzo telewizyjny, ale trudno się dziwić. Człowiek jest przesiąknięty jej stylem, konwencją i językiem, którym mówił do swoich widzów przez lata. Zdawałem sobie z tego sprawę. Usłyszałem jednak, że muszę się wyluzować. Zrzucić z siebie ten telewizyjny bagaż i jego usztywnioną formę. Bo na YouTubie nie zwracamy się do widzów per ‘Państwo’. Tylko jak zdefiniować siebie? Jeśli ludzie utożsamiają mnie z wizerunkiem budowanym przez lata w telewizji, to czy nie powinienem taki pozostać? To jestem ja, którego znali. A zakładałem, że odbiorcami będą głownie osoby, które widziały mnie w telewizji. Dla nich nie muszę się zmieniać. Jak to bywa, kij ma dwa końce. Trzeba znaleźć balans. Nie stałem się zupełnie kimś innym. Dalej jestem Maciejem Orłosiem z podobnym stylem i poczuciem humoru. Tylko w nowej, wyluzowanej i bezpośredniej formule. Na kanale jestem bardziej prywatny niż w telewizji. Myślę, że to jest autentyczne i przyciąga.
Co to znaczy w takim razie być YouTuberem?
YouTuber to jest ktoś, kto ma kanał i prowadzi go regularnie – nie od czasu do czasu. Traktuje go poważnie, tworzy pewną infrastrukturę i powiększa zasięgi, liczbę wyświetleń i subskrypcji. Dodatkowo tak jak ja jest obecny na portalu Patronite. W tej chwili mamy 5 tysięcy patronów. Czyli ludzi, którzy z własnej nieprzymuszonej woli składają się finansowo na ten program, bo wierzą w jego formułę – kapitalne. YouTube to nie zabawa i coś dodatkowego. To najważniejsza część moich działań. Nie mogę powiedzieć, że chodzę do pracy, jak kiedyś, ale przyznaję, że bardzo lubię, to co robię.
Można na tym zarabiać?
Przez pierwsze półtora roku, a nawet więcej musiałem dokładać do kanału. Pieniądze, które wpływały z YouTube i reklam były symboliczne. W pewnym momencie ten mechanizm się zmienił. Pieniądze zebrane na patronite pozwoliły mi prowadzić regularną działalność. Zwiększyła się liczba subskrybentów, wyświetleń i równolegle komercyjnych współprac. Okazało się, że nie musze już tyle inwestować, a koszty się balansują.
Czy telewizja i internet to dwa zupełnie różne światy? YouTube wymaga użycia innej konwencji, języka i formy. Brakuje też wielu rzeczy, które na co dzień są obecne w telewizji. Co Tobie daje internet?
Media społecznościowe, a przede wszystkim YouTube dają mi poczucie, że mogę realizować to, co lubię. Czuję, że widzom też się to podoba. Proporcje łapek w górę i łapek w dół pod moimi filmami mówią same za siebie. Ponad cztery tysiące w górę, a tylko 50 w dół. Sprawia mi to ogromną satysfakcję. Od momentu powstania programu ‘WTS’ mam poczucie, że prowadzenie kanału ma sens. Wszystkim kliknęło – mi oraz odbiorcom. Mam we krwi potrzebę kontaktu z widownią a YouTube mi to zapewnia. Oczywiście jest ona trochę inna, ale prawdopodobnie część z tych osób, zna mnie z telewizji. Pojawili się też nowi fani. Spotykam na ulicy młodych ludzi, którzy słowem nie wspominają o telewizji, tylko o kanale Maciej Orłoś. To jest to!
Przestali mówić: o popatrz, to jest ten Pan z telewizji?
Dokładnie. Minęło już trochę czasu, dlatego część z nich zna mnie głównie z YouTube. I to jest pierwsza rzecz, którą mówią – oglądam ‘W telegraficznym skrócie’. Dzięki temu wiem, że obecność w internecie ma sens. Mam poczucie, że warto było przejść przez ten bolesny proces i oderwać się od telewizyjnego uwiązania. Już dawno pozbyłem się myśli ‘marzę, żeby wrócić na szklane ekrany’. Ta konwencja jest mi obca. Na YouTube doświadczam wolności słowa. Sam jestem sobie szefem. Nie chce wracać do tego, co było. Czuję się dobrze w internecie.